środa, 9 października 2013

29. "Jeśli ci naprawdę na nim zależy, nie zatrzymuj go".

Ashley z końca korytarza obserwowała, jak ta mała smarkula i jej były chłopak czule żegnali się przed dzwonkiem na pierwszą lekcję. Robiło jej się nie dobrze od samego widoku. Nie rozumiała, jak Joseph mógł wymienić ją na niedoświadczoną małolatę z przydługą grzywką. Początkowo traktowała to, jak chwilowy kaprys chłopaka, który zachwycił się jej świeżością i niewinnością. Sądziła, że szybko się nią znudzi i zostawi, w końcu z tego był znany. Jedynie z nią wytrzymał dłużej. Myliła się jednak. Minęła zima, zaczęło się lato, a oni dalej trzymali się za ręce. Krew zalewała ją ze złości. Przecież planowali, że razem pójdą na bal maturalny, a później wyjadą na studia do Nowego Jorku. Mieli spędzić ze sobą całe życie. Wszystko układało się idealnie. Jego rodzice ją uwielbiali, zwłaszcza ojciec. Aż pewnego dnia po prostu ją zostawił. Czekała i łudziła się, że wkrótce do niej wróci. Mijały dni, tygodnie, a on co raz rzadziej patrzył na nią na korytarzu. Zaczął zadawać się z grupą teatralną, z której wcześniej mocno żartował. Zmienił się tak cholernie, że go nie poznawała. Nikt z jego dawnych znajomych go nie poznawał. Próbowała sprawić, by sobie o niej przypomniał, ale nie był zainteresowany. Wiedziała, że to przez tamtą. Była tego pewna w stu procentach. Zastanawiała się tylko, co miała takiego w sobie, że Joe nie znudził się nią po pięciu minutach. Nie była przecież ani najładniejsza, ani najzgrabniejsza, ani też najbardziej towarzyska. Była zupełnie przeciętna. I to bolało ją najbardziej. Wolał zupełnie zwyczajną siksę od niej. 
Nie mogła już patrzeć, jak szeptał jej coś do ucha, a później przytulił i pożegnali się. Chyba miała szczęście, bo Lovato zmierzała w jej stronę. Była w kiepskim nastroju, więc musiała go sobie jakoś poprawić. Zatarasowała jej wejście do łazienki, zakładając ręce na piersi. Zauważyła, jak twarz tej małej blednie ze strachu. I o to jej chodziło. 
- Przepraszam. - Demi nie widziała Ashley od tego pamiętnego popołudnia nad jeziorem, kiedy widziała ją razem z Joe. Później, gdy chłopak wyjaśnił jej całą sprawę, nie przejmowała się nią zbytnio i przestała zwracać na nią uwagę. Dziewczyna odsunęła się i pozwoliła jej przejść, a później weszła za nią do łazienki. 
- Dobrze ci z nim, prawda? - Stanęła przy lustrze i zaczęła poprawiać włosy. Nie pozwoli sobie, by jakaś głupiutka dziewczynka śmiała się jej prosto w twarz. - Joey potrafi zaimponować dziewczynie... przynajmniej na początku. - Przejechała po ustach błyszczykiem. - No nie patrz się tak na mnie. - Roześmiała się na ten zdziwiony wyraz twarzy Demi. - Myślisz, że zawsze będzie taki wspaniały, czuły i romantyczny? - Przewróciła teatralnie oczami. - Biedna, naprawdę w to uwierzyłaś... - Westchnęła, udając, że jej przykro. - Joseph już taki jest... Dopóki nie dostanie tego, na czym mu naprawdę zależy, sprawia wrażenie anioła. Nie ty pierwsza i nie ostatnia. 
- Co? O czym ty mówisz? - Nic z tego nie rozumiała. Joe na pewno niczego nie udawał. Może nie znali się za długo, ale wyczuwała, że jest z nią szczery. 
- Jesteś jedynie zachcianką na jego długiej liście potrzeb. - Odpowiedziała brutalnie, co sprawiło jej ogromną satysfakcję. - Pewnie zaprosił cię na bal. A wiesz dlaczego to zrobił? Bo chcę się do ciebie dobrać i wykorzystać. A skąd o tym wiem? Bo gdyby już to zrobił, to by dawno cię zostawił. 
- Ja... to nie prawda! - Miała ochotę się rozpłakać na dźwięk tych słów. Nie mógł być taki, jak go opisywała. Nie wierzyła w to. Przecież, gdy mówił, że ją kocha, czuła, że jest to prawdą. Po za tym, by być z nią pokłócił się z rodzicami, którzy jej nie akceptowali. No i jakoś nigdy nie był zbyt nachalny, nie robił nic, czego by nie chciała, do niczego jej nie zmuszał. Ale Ashley była taka przekonująca w tym, co mówiła...
- Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale musisz się z tym pogodzić i oswoić. - Poklepała ją niby pokrzepiająco po ramieniu i uśmiechnęła się ciepło. - To na pewno boli, ale przecież musiałaś słyszeć, jaką Joseph ma tu opinię. Także jeśli kogokolwiek możesz obwiniać, to tylko siebie. - Wyjęła telefon z torby, kątem oka patrząc na minę Lovato. Tak, wreszcie czuła tą ogromną satysfakcję, o której marzyła. - No nic, ja muszę już iść. Pa! 
Demi poczekała, aż Ashley zniknie za drzwiami i pozwoliła swoim łzom swobodnie spłynąć po policzkach. Zapomniała już, po co tu przyszła, zapomniała, że za chwilę zaczyna jej się francuski, wyszła na opustoszały już korytarz i skierowała się w stronę żeńskiego kampusu, gdzie będzie mogła położyć się na łóżku i przemyśleć to wszystko. Wiedziała, że będzie teraz sama, bo Selena o tej porze miała swoje zajęcia plastyczne, a później jeszcze długo siedziała w pracowni. Cieszyło ją to, bo uniknie jej wnikliwych pytań i tego "a nie mówiłam", które na pewno usłyszy. 
Mijała kolejne zakręty aż wyszła na dwór. Było ciepło, ale ona trzęsła się z zimna. Nie mogła pojąć, że tak bardzo pomyliła się, co do niego. Zaufała mu, a on cały czas się nią bawił. Jednak dalej nie mogła być tego pewna. Weszła do sypialni i położyła się na łóżku. Nie długo było jej jednak dane nacieszyć się chwilą spokoju i samotnością. Gdzieś na dnie torby, rozbrzmiał dźwięk telefonu. Wygrzebała go i spojrzała na wyświetlacz. Mama. Nie chciała z nią rozmawiać, bo wiedziała, że ona szybko wyłapie iż coś jest nie tak, a ostatnie o czym marzyła, to rozmawianie o tym z kimkolwiek. Jednak odebrała, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że matka nie odpuści i dalej będzie ją męczyć telefonami.
- Cześć, mamo, co u ciebie?. - Starała się przybrać, jak najbardziej normalny ton. - Och, naprawdę, jesteście już w drodze? - Zaproponowała jej, że zabiorą ją na weekend do babci. Mieli, co prawda inne plany wraz z Joe, ale teraz... Nawet ją to cieszyło. Nie miała nic do stracenia. - Bardzo chętnie z wami pojadę. Zaraz zacznę się pakować. Ja też cię całuję, do zobaczenia! - Rozłączyła się. Tak, to była najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. 

*

Denise Jonas kierowała się w życiu jedną zasadą. Chciała dla swoich synów wszystkiego, co najlepsze bez względu na środki, jakie musiała podjąć, żeby to zdobyć. Dlatego też od najmłodszych lat starała się, by zajmowały się nimi najlepsze opiekunki, znające po kilka języków, by spędzali wakacje w najciekawszych miejscach, by dostawali wszystko, czego pragnęli i wreszcie, by ukończyli najlepsze szkoły i uczelnie w kraju. Nie oczekiwała od nich nic prócz zwykłej wdzięczności i posłuszeństwa, oczywiście. To było mało względem tego, co dla nich poświęciła i zrobiła przez całe życie. Pierwszy zbuntował się Kevin, którego mogła czekać wspaniała kariera na Wall Street, jednak wybrał teatr i osiadł w szkole na dobre, nauczając młodzież i wbijając im bzdury do głowy. Później Joseph, choć wydawało się, że wypełni plan, jaki przyszykowali dla niego z ojcem. Wszystko szło dobrze dopóki nie zauroczył się tą dziewczyną, która go omotała i owinęła sobie wokół palca. No i Nick, z którym od zawsze były problemy, bo był rozpieszczony i kapryśny i lubił dostawać to, czego chciał. A uparł się, że nie chce spędzić lata w miłym i odpowiednim dla siebie towarzystwie, tylko z tą niezbyt przyjazną i straszliwie chudą, bladą dziewczyną, która miała na niego bardzo zły wpływ. I właśnie w sprawie dwóch młodszych synów odwiedziła mury West High. I choć nie znalazła Demetrii i nikt nie potrafił jej powiedzieć gdzie może ją znaleźć, bo nie miała tu zbyt wielu przyjaciół, to z Seleną nie miała żadnego problemu. Zabrała ją do kawiarni i siedziały teraz na przeciwko siebie, mierząc się nawzajem wzrokiem. 
- Przepraszam, ale czy może mi pani w końcu powiedzieć, po co chciała się ze mną widzieć? - Zapytała w końcu, czekając niecierpliwie na pierwsze słowo, ale Denise Jonas chyba czerpała satysfajcję ze znęcania się nad nią i trzymania jej w niepewności. 
- Tak, oczywiście. - Odstawiła filiżankę z kawą na stolik, spoglądając krytycznie na Selenę. Nie takiej dziewczyny chciała dla swojego najmłodszego syna. A jeśli on nie widział, że do siebie nie pasują, to ona musiała się tym zająć. Sama. Starannie wszystko zaplanowała. - Ale na pewno nie chcesz się niczego napić? - Spytała, siląc się na uprzejmy ton. 
- Nie, dziękuję. - Odpowiedziała grzecznie, dalej zastanawiając się po co to wszystko. Nick pewnie nic o tym nie wiedział, bo z pewnością by ją uprzedził. 
- Jak sama dobrze wiesz - zaczęła po chwii. -  Nie długo zaczynają się wakacje i Nickholas spędzi wakacje w domu razem ze swoją dobrą koleżanką Amandą, którą wręcz uwielbia... - Obserwowała jej reakcję. Twarz panny Gomez najbierw zrobiła się najpierw biała, jak ściana, a później poczerwieniała ze złości. Uśmiechnęła się pod nosem drwiąco. 
Chyba się przesłyszła. Najpierw otworzyła usta ze zdziwienia, potem je zamknęła, jakby zapomniała, jak się mówi. Nic jej nie wspomniał o tym. Zaprosiła go do siebie przecież, a on się zgodził. Znów ją okłamał? Pewnie chciał jej zamydlić oczy, a później w ostatniej chwili, by się rozmyślił, podając jej jakąś głupią wymówkę. No i kim do cholery była ta Amanda?! O niej też nic nie wiedziała. Pewnie uznał, że nie warto, bo przecież po co? Lepiej było ją okłamywać. Czuła, że zalewa ją fala złości. 
- I jak zapewne dobrze wiesz - kontynuowała - później razem z nią wyjeżdża do Francji, by skończyć szkołę i pójść na studia. To dla niego ogromna szansa. - Zauważyła, jak Selena wybałusza oczy ze zdziwienia. - Och, nie mów, że nic nie wiedziałaś. Myślałam, że jesteście na tyle blisko ze sobą, że ci powiedział. - Udała zaskoczenie. 
- Nie, nic nie wiedziałam. - Odpowiedziała jej, starając się zachować zimną krew. Oczywiście o tym też jej nie powiedział. Widocznie uznał, że nie jest na tyle ważna w jego życiu, by ją o tym poinformować. Z resztą pewnie już był myślami przy tej Amandzie i wyobrażał sobie, jak się z nią zabawia. Idiota! Chociaż z drugiej strony... Nick nie znosił Europy i za nic w świecie by tam nie wyjechał. I to na kilka lat. Chyba, że ta jego koleżaneczka była bardzo przekonująca. Och, jaką miała ochotę, żeby ją zabić. I jego też. 
- Dlatego, skoro już o tym wiesz, mam do ciebie małą prośbę. - Nie doczekała się żadnej odpowiedzi od dziewczyny, więc miała zamiar iść dalej. - Jeśli ci naprawdę na nim zależy, nie zatrzymuj go. Jak już mówiłam to dla niego ogromna szansa, którą musi wykorzystać. Chyba chcesz dla niego, jak najlepiej, prawda? 
Chciała odpowiedzieć jej, żeby się od niej odpieprzyła, ale w porę ugryzła się w język. Zmęczyła ją ta rozmowa, a raczej monolog Denise Jonas wyraźnie zakochanej w brzmieniu swego głosu. 
- Nie będę go zatrzymywać, może być pani tego pewna. - Wstała trochę za szybko i prawie wybiegła z kawiarni, próbując głęboko oddychać. 

*

- Może podać coś jeszcze, szanownemu młodemu człowiekowi? - Przyjazna srebrnowłosa kobieta, obdarzyła go przyjaznym uśmiechem, wyrywając jednocześnie z głębokiego zamyślenia. 
- Nie, dziękuję. Czekam na kogoś. 
Joe spojrzał na zegarek i zwątpił w sens chwilę wczesniej wypowiedzianych przez siebie słów.
Już przeszło pół godziny siedział w małej kawiarence usytuowanej w centrum Hinnersville. Przez ten czas zdążył opróżnić już dwie filiżanki czarnego gorącego płynu i kilkakrotnie spławić namolną kelnerkę, a Demi nadal się nie pojawiła. Powoli zaczynał się o nią martwić, bo to zdecydowanie nie było do niej podobne. Zawsze zjawiała się na umówione wcześniej spotkanie, kiedy zaś coś ją zatrzymywało, informowała go o tym. Jednak dzisiaj nie udało mu się nawet spędzić z nią chwili, nie licząc krótkiego momentu, gdy odprowadzał ją na pierwszą lekcję, bo później już zupełnie wsiąkła i nie odpowiedziała na żadną z jego wiadomości, a zadzwonić też nie raczyła. Naprawdę zaczynał zastanawiać się, czy aby na pewno wszystko było w porządku. I choć, co najbardziej prawdopodobne, był przerważliwiony, bo w końcu jej życie nie składało się tylko z ich spotkań, to postanowił się upewnić. Szybko więc pozbierał swoje rzeczy, zostawił na stoliku dwudziestodolarowy banknot, po czym uprzejmie pożegnał się ze starszą kobietą, która mimo swojej nadgorliwości była całkiem sympatyczna i w pośpiechu opuścił lokal.
Pierwszym kierunkiem, który obrał automatycznie była szkoła. Wiedział, jak bardzo Demi lubuje się w zaszywaniu w czeluściach zakurzonej i zazwyczaj pustej biblioteki. Szczególnie, kiedy coś ją dręczyło, chociaż kiedy się żegnali nie wyglądała na szczególnie zdołowaną i złą, a wręcz przeciwnie. Sprawdził chyba każdy najmniej uczęszczony zakamarek, jednak jej nie znalazł. Właściwie to zastanawiał się o co w tym wszystkim chodziło. Bo jeszcze nigdy tak nie wsiąkła bez żadnego znaku życia. Postanowił więc pójść do pokoju dziewczyn, w nadziei, że tam będzie miał więcej szczęścia i wreszcie dowie się, co się stało.
- Selena, nie wiesz może gdzie się podziała Dem, bo nie mogę jej znaleźć i... -  zaczął swój wywód uprzednio uprzejmie pukając do drzwi. Widząc jednak wzrok Seleny, który, gdyby chciał, zabijałby, wyjątkowo ostudził jego zapędy.
- Naprawdę, Jonas, nie jestem jej niańką. - Odparła zła na cały świat i wyklęła siarczyście, kiedy grafit ołówka poraz kolejny złamał się pod naporem jej dłoni. - Nie moja wina, że nic ci nie powiedziała i chce mieć od ciebie trochę świętego spokoju!
- Ale, że co? -  Zapytał mało inteligentnie po wysłuchaniu niezbyt zrozumiałego dla niego krzyku Seleny, któa wyraźnie nie należała dzisiaj do najszczęśliwszych osób na świecie. Zupełnie nie rozumiał, o co jej chodziło. Czego mu nie powiedziała, no a przede wszystkim jaki święty spokój?
- A to właśnie, co ci powiedziałam, nierozgarnięty aktorzyno. 
- Selena, naprawdę nie obchodzi mnie, co tym razem cię wkurzyło. - Przewrócił teatralnie oczami, bo właściwie Selena wiecznie chodziła naburmuszona. -  Odpowiedz mi tylko na pytanie. Gdzie ona jest?
- Nie wiem gdzie jest, bo nie prowadzę wywiadu. - Odparła podnosząc wzrok znad kartki. Widząc jednak jego karcące spojrzenie postanowiła udzielić mu szczątkowych informacji. - Matka zabrała ją gdzieś na weekend, ale w sumie to dobrze.  Przynajmniej nie będzie musiała oglądać twojej parszywej gęby i nie będzie przez ciebie ryczeć mi za uszami. - Jak gdyby nic siegnęła po kolejny ołówek, ignorując wielce zdziwioną minę Jonasa. - Gdzie są drzwi, też ci mam wytłumaczyć?
Nie, nie musiała. Wyszedł sam, głośno nimi trzaskając. Zupełnie nie wiedział, co się tutaj dzieje. Takiego mętliku w głowie nie miał już od bardzo dawna. Właściwie to czuł jakby przeżywał deja vu identycznej sytuacji, jak pół roku temu, kiedy jeszcze musiał bawić się podchody, aby w ogóle zbliżyć się do Dems. Musiał dowiedzieć się, dlaczego przez niego płakała i znowu uciekła. Nie zamierzał tego tak zostawić. Zdecydowanie...

5 komentarzy:

  1. Hej no jesteście mistrzyniami "psucia" szczęścia. Zawsze kiedy myślę, że będzie wszystko dobrze i jakoś się ułoży, to tu taki klops. Czemu te dziewczyny wierzą wszystkim innym, tylko nie swoim facetom. Czemu Demi tak uciekła i nie poinformowała Joe. Niech on ją znajdzie lub skontaktuje się z nią i niech sobie wszystko wyjaśnią. To samo z Nickiem, niech wybije Selenie te głupie myśli z głowy, a mamusię niech "wystrzelą w kosmos" - taka przenośnia, bo mam nerwy. Zamiast mnie uspokoić, to mnie pobudził ten rozdział i teraz jestem wściekła. Piszcie dalej, a ja czekam i się uspokajam. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się ten rozdział...chociaż czekałam na niego długo i miałam nadzieję na dłuższy i weselszy wątek Joe i Demi...
    do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nieeeeeeeeee ;____; no ja już się cieszyłam, że będzie tak fajnie, wszyscy będą razem a tu z tego nici :c głupa Ashely i mama Jonasów -.- to wszystko przez nie żaaal : / rozdział jest super i już sie nie mogę doczekac następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde, zawsze znajdzie się jakaś menda, która zepsuje im tą sielankę. Jestem ciekawa jak chłopacy będą starali się dowiedzieć co się stało i latać za nimi xD I proszę o jedno: postarajcie się wprowadzić też inne wątki w ich życiu. Jakieś pasje, zajęcia, praca, cokolwiek! xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział tylko szkoda że Demi uciekła a nie porozmawiała z Joe a Selena uwierzyła mamie Nicka mam nadzieję że Joee znajdzie Demi i wszystko jej wyjaśni

    OdpowiedzUsuń